poniedziałek, 8 lipca 2019

6

Tyle lat minęło, odkąd zostawiłam tu swój ostatni wpis!
A mam wrażenie, jakby to było tydzień temu...
Jakiś czas temu przeglądałam wszystkie „stare miejsca” w sieci, do których wymagane było zalogowanie. To zabawne uczucie odkryć, że jeszcze pamiętam hasło i zaraz potem odkryć, co po wpisaniu prawidłowego hasła ukazywało się moim oczom.
Takim sposobem po zalogowaniu się do moich zdjęć w usłudze google, trafiłam na folder fotek wrzucanych na bloga, a w konsekwencji dotarłam do konta na blogu. Czytałam i czytałam i szkoda mi było to wszystko usunąć.
Postanowiłam więc, że zostaje i że ja też zostaję. Jest o czym pisać... w końcu minęło 7 lat!


sobota, 27 kwietnia 2013

sama mama... czyli ponarzekać czasem trza

Los samotnej mamy do łatwych nie należy.
Nie mówię wcale o oczywistości, jaką jest podołanie codziennemu życiu, nie mając nikogo do pomocy. No, bo jak trzeba, to trzeba i nie ma wyjścia!
Przychodzą jednak takie chwile, kiedy dziecko jedzie do taty na weekend. Wtedy mama zostaje sama, żeby odpocząć, zregenerować siły i zrobić to wszystko, czego zrobić nie może, gdy dziatwa obecna jest w domu.
No i właśnie? Co wtedy może zrobić sama mama? Może wziąć długą kąpiel ze wszystkimi rytuałami, które wymagają dużych zasobów czasu... Może się wyspać "ile wlezie"... Może pójść na spokojne zakupy, porozglądać się, trwonić czas... Może pooglądać zaległe programy w internecie, na które zwykle nie ma czasu, albo siły... Może pograć w setki głupich gier na facebooku... Może napić się alkoholu ze spokojnym sumieniem... Może też spotkać się towarzysko... i tu powstaje pan problem. 
Sama mama na codzień nie utrzymuje nazbyt towarzyskich kontaktów, bo nie ma na to czasu, bo jest zawsze milion innych rzeczy do ogarnięcia. Sama mama właściwie utrzymuje kontakt z kilkoma rodzinami posiadającymi dzieci, bo ten konakt akurat dobrze robi także dzieciom. Kiedy przychodzi weekend, rodziny z dziećmi mają swoje plany, rodzinnie spędzają czas i sama mama niespecjalnie do tej mieszanki pasuje... Sama mama odpoczywa więc po zakupach, wykąpana, pachnąca, wypielęgnowana, popija sobie drinka, gra w gry na facebooku i ogląda zaległe programy w internecie... i cierpi towarzysko. Bo nie ma nawet z kim wyjść, do kogo pojechać, z kim się spotkać. A ci, których zna, jak na zawołanie się ulatniają, pochłonięci swoimi sprawami...
W efekcie sama mama siedzi i czeka, aż wróci dziecko z weekendu, bo będzie miała wtedy czym zająć myśli i czas...
Nuda i bezsens...




poniedziałek, 1 kwietnia 2013

lany prima aprilis

Zrobiliśmy sobie jaja z lanego, prima aprilisowego poniedziałku :)
Zapakowaliśmy sanki, pojechaliśmy do znajomych i ruszyliśmy na pobliską górkę, pozjeżdżać na sankach i "dupolotach"!
Zabawa była przednia!
A Młodzież pierwszy raz w życiu SAMA zjeżdżała na sankach :)))





A wracając do domu spotkaliśmy zająca! :)


Po powrocie do domu czekała na dzieci ciepła kąpiel, 
gorące kakao do wanny i ... generalnie mnie też mógłby tak ktoś rozpieszczać ;)


piątek, 15 marca 2013

elektroencefalograf...

Gdyby ktoś podsunął mi urządzenie, dzięki któremu nie musiałabym pisać notek na bloga, ani też nie musiała dyktować na głos tego, co mam do powiedzenia i co przetwarzałoby moją mowę na litery... mielibyście, moi Drodzy, dziesiątki postów dziennie na moim blogu... :)
A tymczasem borykam się z permanentnym brakiem czasu na wszystko, co planuję.
Czasem z wyraźnego niedoboru czasu względem zaplanowanych prac.... a czasem ze zwykłej bezsilności wobec otaczającego mnie życia...
Jeszcze chwileczkę, jeszcze momencik... przyjdzie wiosna! Nowe życie i nowa nadzieja!
Tego chcę się trzymać!

niedziela, 10 lutego 2013

nowy początek...

Odkurzam...

Przyznam się szczerze, że naprawdę bałam się końca świata, który miał nastąpić. 
Świat się jednak nie skończył, choć w dniu "ostatecznym" spowodowałam w domu wielki wybuch, bo chciałam benzyną rozpalić w kominku... Mam nawet z tego wiekopomnego dnia małą bliznę na ręce ;)

Mój świat skończył się jednak trochę później... bo 30 stycznia.
Od tego dnia ma miejsce tytułowy "nowy początek".
Nowy, bez jednej osoby w naszym życiu... choć właściwie to tylko w moim życiu...
Nowy, z którym sobie nie radzę...
Nowy, trudny i bolesny...

Mocno chcę uwierzyć w czas leczący rany...

poniedziałek, 24 grudnia 2012

piątek, 19 października 2012

mr postman - z cyklu "dialogi z synem"

Ostatnio podjeżdża pod dom listonosz. Zbieram się, żeby zejść do niego i mówię do Syna, że na chwilkę schodzę do pana listonosza i zaraz wracam. Syn wyraża zgodę, schodzę więc.

Stoję pod domem z listonoszem, podpisuję odbiór poleconego i słyszę dobiegający zza uchylonego okna dachowego w kuchni głos Syna: "Mamoo, mamoo, chciałem zobaczyć!". Wołam, że już wracam, wchodzę na górę...

Pod moim wysoko osadzonym oknem w kuchni stoi podeścik (który Dziecię me musiało przytargać z łazienki na okoliczność zobaczenia upragnionego roznosiciela poczty), obok podeściku Syn, smutny, że nie zobaczył pana listonosza. No bo do okna niestety, mimo podeściku, nie dosięga...
Zatroskana mówię, że następnym razem oboje zejdziemy odebrać pocztę i wtedy zobaczy pana listonosza.

A mój Syn na to, wyraźnie ucieszony: "Mamooo, a jak będę już urosły, to zostanę listonoszem!"


Słodziak!  :)))))))))


źródło: purecostumes.com

środa, 17 października 2012

dziś suplement - biotebal

Postanowiłam napisać o suplemencie diety, jaki przyjmuję od półtora miesiąca.
Zwie się on Biotebal.
Są dwie moce tych pigułek - 2,5mg oraz 5mg. Ja biorę 5mg, jestem w połowie drugiego opakowania.
Zawiera głównie biotynę, która wspomaga procesy powstawania keratyny i różnicowania się komórek naskórka oraz włosów i paznokci, poprawiając ich stan.

Włosy wypadają mi regularnie i gęsto od dłuższego czasu. Garściami dosłownie.
Zdążyłam już w obawie przed wyłysieniem skrócić włosy 2 razy w ciągu ostatnich 3 miesięcy. Najpierw pozbyłam się jakichś 15cm, ścinając się na równo do ramion (włosy sięgały sporo za łopatki). Po kilku tygodniach pozbyłam się kolejnych centymetrów, cieniując włosy.
Nijak nie pomogło mi to wizualnie. Włosy lecą, jak leciały, a do tego jestem na początkowym etapie zapuszczania włosów - jak od lat :D
Kiedy koleżanka namówiła mnie na Biotebal, wspominała, że brała to jej koleżanka, której pomógł ten suplement po chemioterapii.
Zakupiłam. Mało tego, zaczęłam regularnie łykać (bo z regularnością u mnie licho zawsze było, hehe).
Cena - w okolicach dwudziestu kilku zł/opakowanie.

Co mogę powiedzieć po zużyciu 1,5 okakowania?

Włosy wypadają mi nadal w ilości nienormalnej. Wydaje mi się jednak, że mi zawsze mocno wypadały włosy, ale to nie wpływało na jakieś widoczne przerzedzenie. A ja chyba żyję przyzwyczajeniem z czasów ciąży i tuż po, kiedy włosów miałam 3 razy więcej, niż mam obecnie :)
Skóra się nie poprawiła, ale też nie mam z nią większych problemów właściwie.
Paznokcie - nic! Jak były papierowe i łamliwe, tak są.

Ale ale! Zauważyłam jedną przedziwną rzecz, której nie mogę przypisać niczemu innemu, niż Biotebalowi, bo nic innego nie łykam, ani się nie smaruję :D
Moje rzęsy - zrobiły się błyszczące, bardziej widoczne, mocniejsze i jest ich 2 razy więcej! Nie wiem, jak z długością, bo mam z natury bardzo długie. Ale zawsze były rzadziutkie i mizerne, potrzebowałam dużo wartsw naprawdę dobrego tuszu, żeby było jako tako. A teraz nawet najbardziej badziewny tusz, położony dwiema cienkimi warstwami, robi robotę :)

Tyle o suplementach, na dziś.
Zostawiam Was z kawałkiem z nowej płyty T.Love, który bardzo mi się spodobał :)






wtorek, 16 października 2012

papryka z nadzieniem

Chodziła za mną od dobrego tygodnia. Bo kupiłam mielone, z zamiarem popełnienia ortodoksyjnych kotletów - naczelnego, obok schaboszczaka, polskiego dania stołowego.
Ale kotlety to nuda jakaś taka straszna. I banał...
A że przy okazji zakupów, zapachniało mi na stoisku warzywnym papryką, którą notabene uwielbiam pod każdą postacią, to kupiłam tę paprykę. I w domu urodziła się myśl!


  • mielone
  • cebula posiekana
  • ryż ugotowany
  • jajko
  • trochę tartej bułki
  • przyprawy
  • koperek, pietruszka, ciut lubczyka
  • starty żółty ser
  • no i oczywiście papryka!
Wymieszałam, wymieszałam, doprawiałam, wymieszałam, napakowałam do wydrążonych połówek papryk, zapiekłam, na koniec zasypałam serem, jeszcze chwilę zapiekłam....

... i się zajadałam! :)))
Rodzina też się zajadała i mówiła, że pycha - nie wiem, czy to ze strachu, ale nie wnikałam ;)

Trochę zostało. Więc jak by ktoś był w pobliżu - zapraszam! :)))

Zdjęcia robione oczywiście na szybko (przed pożarciem) profesjonalnym aparatem w komórze :D




piątek, 12 października 2012

kilka fot z weekendu na jurze :)

To był intensywny weekend :)
Planowo mieliśmy cały spędzić w okolicach Ojcowa, ale ostatecznie wyszło tak, że byliśmy i w Ojcowie i na Śląsku w odwiedzinach u mojego taty i u przyjaciółki (to była niespodzianka - udana!).
W Ojcowie udało nam się przejść szlakiem do groty Łokietka, zwiedzić ją i wrócić tym samym szlakiem do miasteczka. Szlak był czarny. Podziwiam moją Młodzież - pierwsza wyprawa w życiu i machnął ten spacer z palcem w nosie (łącznie 6km, z czego połowa pod górę, plus zwiedzanie groty!). Chwilami to ja wymiękałam - ma się tą kondycję :D A Borys dzielnie zasuwał!






Po drodze z Ojcowa na Śląsk, wpadliśmy zobaczyć Pustynię Błędowską.




Na Śląsku już zdjęć nie robiliśmy. Za to pozwiedzaliśmy moje stare kąty, gdzie się wychowywałam, uczyłam, gdzie chadzałam... 
Sentymentalna podróż, ale bardzo przyjemna :)