poniedziałek, 14 maja 2012

fizol vs. psychol

Remont trwa.
Właściwie to nie trwa, bo po pomalowaniu 1/3 ścian został wstrzymany, z przyczyn niezależnych od czegokolwiek.
Malowanie jest tylko częścią planu uwolnienia się ze szponów sodomy i gomory, która zawładnęła mym domem już kilka lat temu. Rzekłabym, że malowanie jest rozgrzewką przed prawdziwym bojem. Będę musiała stawić czoła chomikowanym przez lata gratom i gracikom, które mój TŻ wraz ze swoją rodzicielką zbierali mozolnie przez dobrą połowę swojego życia i misternie utykali we wszystkie możliwe zakamarki. Dokładając do tego fakt, że dom w zasadzie ciągle jest "w budowie" i tak naprawdę nic nie ma swojego miejsca (to ja muszę to miejsce wszystkiemu nadać) oraz fakt, że z każdym kolejnym dniem/tygodniem/miesiącem/rokiem ilość klamotów się rozrasta wprostproporcjonalnie do upływu czasu, wychodzi mi na to, że walka z sytuacją wygląda trochę, jak walka z wiatrakami... jak porywanie się z motyką na słońce... jak jakieś pieprzone neverending story :)
Zaopatrzona w pozytywną dawkę energii, zawsze po obejrzeniu Perfekcyjnej Pani Domu, ruszam z zapałem do tej nierównej walki... po czym zostaję znokautowana już w pierwszej rundzie.
Ale nie poddaję się! Wylizuję rany po bitwie i ruszam znowu... i znowu nie daję rady... i znowu... cytując Adama Miauczyńskiego: "... i tak, kurwa, do zajebania..." (to jeden z moich absolutnych hitów cytatów).
No! I na to wszystko, na ten bajzel, wzięłam ja sobie malowanie jeszcze na dokładkę. Żeby nie było za prosto.
Chociaż w tym moim planie jest jakaś metoda. Jak trza będzie wszystko odsuwać, żeby pomalować, to się lepiej posprząta... no i do tego jak się wkur zdenerwuję, to zachlapię wszystkie "pamiątki" farbą i trza będzie wywalić :) A poza tym wszystkim, nie mogę już patrzeć na obecny kolor najważniejszej powierzchni życiowej w mym domu... no po prostu rzygam pomarańczami wszelkiej maści!

Nie o remoncie jednak miałam pisać.
Wczoraj musiałam spędzić ponad 7 godzin na pracy tak zwanej umysłowej. Kiedy skończyłam, było po 1 w nocy, a ja się czułam fatalnie. Doszłam nawet do wniosku, że wolałabym chyba przerzucić tonę węgla i pewnie czułabym się dużo lepiej, niż po tych 7 godzinach przy komputerze i papierkach. Może i pot leciałby mi ciurkiem po dupie... Ale paradoksalnie, zawsze praca fizyczna dodawała mi energii. A przy komputerze jak tak człowiek zasiądzie... jak się tak zasiedzi... to nawet herbaty wstać sobie zrobić jakby nie ma siły...
Jak to jest u Was? Wolicie pracę fizyczną, czy umysłową? Kiedy się lepiej czujecie?

cytat z mojego kolegi: "nie ufam strusiom, bo one mają takie małe, wredne oczka i nigdy nie wiadomo, co zrobią" :)

10 komentarzy:

  1. jestem przekonana,ze praca fizyczna jest duzo gorsza niz komputer i papierki :)
    poradzisz sobie z tymi klamotami :D

    OdpowiedzUsuń
  2. jestem przekonana,ze praca fizyczna jest duzo gorsza niz komputer i papierki :)
    poradzisz sobie z tymi klamotami :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja jednak jestem zdania, że praca umysłowa jest gorsza, bo dość, że człowiek padnięty to mózg paruje..

    OdpowiedzUsuń
  4. hmm..w sumie nie pracowałam jeszcze nigdy tak strikte umysłowo więc nie wiem..czasem dobrze jest się porządnie spocić ale na co dzień fizycznej pracy bym nie chciała..

    OdpowiedzUsuń
  5. ja własnie lubię fizyczną, ale konkretną. takie przerzucanie węgla mogłoby być. albo kopanie ogródka, koszenie trawnika. ale już np. malowanie płotu to masakra, albo co gorsze czyszczenie tego płotu ze starej farby. niby myśleć przy tym nie trzeba dużo więc fizyczna, ale taka statyczna - bardziej nuży niż męczy.

    umysłowa bywa baaardzo męcząca. zwłaszcza gdy jej dużo i nie widać końca.

    OdpowiedzUsuń
  6. ach,Adaś Miauczyński to mistrzostwo świata! a widziałaś BABY SĄ JAKIEŚ INNE?
    najlepiej mieć pracę "przeplataną",ja tak mam,praca fizyczna przy pacjentach,a potem góra dokumentacji do wypełnienia;)

    OdpowiedzUsuń
  7. zdecydowanie wolę fizyczną:) i zdarzyło mi się raz zrzucic tonę węgla, albo więcej, bo z bratem razem rzucaliśmy, co nam na zime przywieźli:D

    a wywalanie zachomikowanych gratów mam juz po części za sobą:) mój W. też jest niezłym chomikiem

    OdpowiedzUsuń
  8. jeszcze zależy co trzeba robić...Ale chyba najlepszy jest złoty środek- trochę tego, trochę tamtego;)

    OdpowiedzUsuń
  9. nie masz pojęcia jak bardzo dobrze Cię rozumiem z tym odgracaniem... życzę powodzenia i przede wszystkim wytrwałości, konsekwencji i zdecydowania... łatwo nie jest...
    a co do pracy - zawsze wolę fizyczną. jakoś mnie to... wyzwala. męczy, ale wyzwala. odmóżdża, pozwala zapomnieć o problemach, a często przynosi ich rozwiązanie... praca przy komputerze męczy mnie dużo, dużo bardziej.

    OdpowiedzUsuń
  10. przyjemnie się Cię czyta.
    fajnie, prosto przygotowany blog.
    lubię tak! :))

    zapraszam do mnie!

    pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń