Jak już Wam wiadomo od Ani z Wichrowego Wzgórza oraz od Czesterka - w dniach 16-19 sierpnia w Bornem Sulinowie w zachodniopomorskim odbył się Międzynarodowy Zlot Pojazdów Militarnych 2012. To już 12 taki zlot w tej miejscowości.
Jako, że moje rodzinne strony to właśnie zachodniopomorskie, a moja Mama mieszka 30 km od Bornego - musiałam tam być. Zwłaszcza, że w zeszłych latach jakoś wciąż nie trafialiśmy z terminem wakacji, żeby pojechać zobaczyć na własne oczy.
Tym razem się udało!
Ściągnęliśmy Czesterka z mężem i ruszyliśmy na zlot. Byliśmy 2 razy - w piątek i w sobotę.
O ile sobota pozostawiała wiele do życzenia, bo na tankodromie tak szalały wszelkie pojazdy, że wszystko osnute było niewyobrażalnymi tumanami kurzu i pyłu, tak w piątek bardzo fajnie spędziliśmy tam kilka godzin.
Udało nam się przejechać po tankodromie starą ciężarówką marki Ural, oczywiście na pace, na stojąco :D A potem jeszcze przejechaliśmy się Uazem i od tego czasu planujemy sobie kupić taki wóz :D
Generalnie bardzo mi się podobało! W sumie to byłam zachwycona ilością militariów, które można było pooglądać, kupić, poznać :) Osobiście zanabyłam sobie wojskowy chlebak (taka torba śmieszna), nieśmiertelniki wybite na starej maszynie, z moimi danymi, bojówki moro, menażkę wojskową i niezbędnik w postaci noża, widelca, łyżki i otwieracza - wszystko składane w jedną całość :) A, no i nie byłabym sobą, jakbym sobie nie sprawiła ruskiej furażerki :D
Jedliśmy grochówkę polową i pyszny chleb ze swojskim smalcem i ogórem! Niebo w gębie!
Co mi nie pasowało i trochę było irytujące (pomijając sobotnie tony kurzu, które odchrząkiwałam jeszcze w niedzielę wieczorem), to te wszystkie budy zapiekankowo - kebabowe, stojące pomiędzy budami z polowym jedzeniem. Nie muszę wspominać, że do tych kebabów były największe kolejki? A tego to już kompletnie nie kumam :| No i druga rzecz - pomiędzy straganami, gdzie można było kupić sobie wojskowe mundury, sprzęt, granaty i inne "wojenne wynalazki", stały sobie stragany z neonowymi różowymi bransoletkami i opaskami z rogami, świecącymi w ciemnościach i tego typu odpustowe buble. Albo dmuchane baloniki z serii bajek Disney'a. Kompletnie to nie pasowało do krajobrazu, psuło jego jednolitość i wybijało z "wojskowych fantazji". No bo przyznać muszę, że fantazja naprawdę na poziomie! Jestem pełna podziwu dla wszystkich tych miłośników militariów, którzy w części niedostępnej dla turystów (można było pooglądać zza płotków, ale nie-uczestnicy nie mieli wstępu na obozowisko) rozkładali te swoje bazy, robili sobie okopy... naprawdę można było się poczuć, jak w środku wojskowej osady, gdzie stacjonują żołnierze... sprzed lat :))) A było i wojsko polskie i sowieckie i ss-mani spacerowali sobie po okolicy. Wielu z nich w pełnym rynsztunku, z bronią, odziani we wszystek możliwy sprzęt taktyczny dla danej jednostki (w tych upałach!). Wielu ludzi pewno widziało spacerujących z piwkiem "wojskowych". Rozumiem, bo sama takich mnóstwo widziałam. Ale ponieważ zawsze ciągnęło mnie do wojska, do tych wszystkich z nim związanych spraw, spacerowałam sobie tam patrząc na to, co się dzieje, okiem miłośniczki i naprawdę dostrzegałam bardzo często tą pasję w ludziach, którym chciało się taki performance wykonać :) Było na co popatrzeć! Miałam także poczucie, że Ci ludzie - uczestnicy zlotu - czują się ze sobą, jak rodzina. To było widać i było czuć! Na serio zazdroszczę im takiego freak'a :)
Byli też wojacy na koniach (pułk rekonstrukcyjny strzelców konnych), którzy popisywali się umiejętnościami.
A wieczorem zaśpiewała Kora Jackowska.
Myślę, że za rok znowu się tam wybierzemy. Może nawet własnym Uazem! :D
I spróbujemy zabrać ze sobą przyjaciół :)
A teraz zdjęcia :))) Sporo ich, ale musiałam :)))