środa, 30 maja 2012

nierówna walka

Tak to już jest, że zawsze w dniu, w którym postanawiam zabrać się za jakąś dietę, żeby schudnąć chociaż niewielką odrobinę przed wakacjami... to dzieje się coś, co rujnuje mi plany... np. przyjeżdża koleżanka i przywozi mi killera w postaci dipu serowego z Lidla.


źródło


To jest nierówna walka! Prostestuję! Zeżarłam już pół słoika!
Tylko nachosów mi brak :) Ale mam paluszki! I chrupkie pieczywo... dietetyczne! :))))

P.S. Zaraz po sosie serowym z jakiejś kinowej sieciówki, który podają na gorąco do nachosów, ten jest moim ulubionym!

poniedziałek, 28 maja 2012

żółto - zielono

Czyli naleśniki ze szpinakiem i serami :)
W środku camembert, na wierzchu odrobina klasycznego żółtego.
Przygotowuje się szybko, smakuje wybornie, je się szybko i równie szybko się tyje ;)))
Ale jakie smutne i nudne byłoby życie, gdyby nie takie różne małe przyjemności? :)



sobota, 26 maja 2012

podwójne święto

Wszystkim Mamom życzę spełnienia! 
A wszystkim obchodzącym imieniny Paulinom życzę mnóstwa szczęścia! :)


Tym właśnie sposobem i ja mam dzisiaj podwójne święto :) 
Młodzież jeszcze nie kuma, o co chodzi z tym składaniem mamie życzeń, ale jakby wyczuł, że coś jest na rzeczy, bo jest dzisiaj od rana cudownym, grzecznym aniołeczkiem! 
Dzisiejszy dzień i wieczór spędzam w samotności, bo TŻ pracuje w terenie. Ale rozpieszczam się od samego rana i zamierzam się rozpieszczać do samego wieczora. Dzisiaj nie straszne mi żadne kalorie! W lodówce czekają na mnie przeróżne sery, słoik żurawiny... może przygotuję sobie jakąś fajną obiadokolację jeszcze. A jak położę Młodzież spać, to sobie zrobię relaksacyjny wieczór filmowy :)))

Jeszcze kilka imieninowych prezentów:


Tusz Avon Gold. Bardzo jestem go ciekawa.


Truskawkowy spray do ciała Avon. Pięknie pachnie na ciele.


Lakier do paznokci Golden Rose w kolorze, który jest moim drugim, obok szmaragdowej zieleni, hitem tego sezonu :) W rzeczywistości jest troszkę bardziej kobaltowy. Mam nadzieję, że na paznokciach też będzie taki intesywny. Pochwalę się na pewno :)

Tymczasem znikam celebrować swoje święto!


 

środa, 23 maja 2012

grunt to regularność

Pisanie bloga - jak pisała Czesterkowa - nie zając! :)))
Grunt, że piszę regularnie - co około 7-10 dni :)
Ostatni czas to u mnie gorący czas. Nie tylko ze względu na pogodę, ale przede wszystkim na ilość rzeczy, które mam do zrobienia. Mam wrażenie, że doba się skurczyła, a obowiązków i różnych spraw mi nie ubywa.
Udaje mi się jednak złapać czasem trochę oddechu. A wtedy poświęcam czas przyjacielskim pogawędkom albo zakupom :) Tym sposobem weszłam w ostatnim tygodniu w posiadanie kilku rzeczy, którymi się niniejszym pochwalę :)

Korzystając z przecen w Deichmannie, przygarnęłam tanio 2 pary butów sezonowych, za które w sumie zapłaciłam 48zł! Sandałki z pierwszego zdjęcia, skórzane, przecenione z 79 na 19zł. Drugie, na obcasie, z moimi ukochanymi ostatnio szerokimi cholewkami, bardzo ciemny brąz, niemalże czarne. Przecenione z 79 na 29zł. Uwielbiam takie zakupy! :)



Z okazji zbliżających się imienin, poczciwa teściowa sfinansowała mi zakup 2 sukienek na allegro. Pierwsza jest cieniusieńka, wprost idealna na obecne upały, z przyjemnego, lekko śliskiego materiału. Kolor śmieszny - ni to beż, ni to pudrowy róż. Na pewno muszę się do niej troszkę opalić. Cena - 35zł.
Natomiast druga, z serii maxi, dłuuuuuga do samej ziemi, lejąca, ładnie leży, kolor co prawda nieco oczojebny, ale ogólnie piękna! Cena - 49zł.

źródło: allegro.pl, sprzedający StyleElle
źródło: allegro.pl, sprzedający StyleElle
Ostatnio w ogóle mam bzika na punkcie zielonego koloru, dlatego powiększyłam swoją kolekcję lakierów do paznokci w takie właśnie odcienie. Zanabyłam więc 2 zielone lakiery w Golden Rose - ciemniejszy i jaśniejszy, po 3,90zł za sztukę, a do tego, w tej samej cenie, przeźroczysty lakier z zielono-turkusowymi drobinkami.
Po pomalowaniu paznokci, odcienie prezentują się następująco:



A dzisiaj kupiłam sobie krem tonujący z Olay, skuszona niezłymi opiniami na KWC, a do tego chłodzący krem do nóg i stóp - mam nadzieję, że ukoi moje palące po całym gorącym dniu stopy.
Dam znać, jak się sprawują oba wynalazki!


Kupiłam sobie jeszcze w Esotiq nakładki na sutki, bo w takie gorące czasy uwielbiam biegać bez zbędnej garderoby w postaci uciskającego biustonosza. Dotąd jednak miałam problem, gdyż przy cienkich, jasnych rzeczach, nie mogłam sobie za bardzo pozwolić na nie-założenie stanika. Problem się rozwiązał, bo nakładki ładnie zalepiają sutki, przy tym są wielorazowego użytku, no i kosztowały mnie całe 7,90zł :))) Przykro mi, zdjęcia nie ma :)))))

A teraz otwieram ziiiiimne piwo i zabieram się za obejrzenie zaległego odcinka Prawa Agaty :)
Tym samym żegnam się z Wami czule :*







poniedziałek, 14 maja 2012

fizol vs. psychol

Remont trwa.
Właściwie to nie trwa, bo po pomalowaniu 1/3 ścian został wstrzymany, z przyczyn niezależnych od czegokolwiek.
Malowanie jest tylko częścią planu uwolnienia się ze szponów sodomy i gomory, która zawładnęła mym domem już kilka lat temu. Rzekłabym, że malowanie jest rozgrzewką przed prawdziwym bojem. Będę musiała stawić czoła chomikowanym przez lata gratom i gracikom, które mój TŻ wraz ze swoją rodzicielką zbierali mozolnie przez dobrą połowę swojego życia i misternie utykali we wszystkie możliwe zakamarki. Dokładając do tego fakt, że dom w zasadzie ciągle jest "w budowie" i tak naprawdę nic nie ma swojego miejsca (to ja muszę to miejsce wszystkiemu nadać) oraz fakt, że z każdym kolejnym dniem/tygodniem/miesiącem/rokiem ilość klamotów się rozrasta wprostproporcjonalnie do upływu czasu, wychodzi mi na to, że walka z sytuacją wygląda trochę, jak walka z wiatrakami... jak porywanie się z motyką na słońce... jak jakieś pieprzone neverending story :)
Zaopatrzona w pozytywną dawkę energii, zawsze po obejrzeniu Perfekcyjnej Pani Domu, ruszam z zapałem do tej nierównej walki... po czym zostaję znokautowana już w pierwszej rundzie.
Ale nie poddaję się! Wylizuję rany po bitwie i ruszam znowu... i znowu nie daję rady... i znowu... cytując Adama Miauczyńskiego: "... i tak, kurwa, do zajebania..." (to jeden z moich absolutnych hitów cytatów).
No! I na to wszystko, na ten bajzel, wzięłam ja sobie malowanie jeszcze na dokładkę. Żeby nie było za prosto.
Chociaż w tym moim planie jest jakaś metoda. Jak trza będzie wszystko odsuwać, żeby pomalować, to się lepiej posprząta... no i do tego jak się wkur zdenerwuję, to zachlapię wszystkie "pamiątki" farbą i trza będzie wywalić :) A poza tym wszystkim, nie mogę już patrzeć na obecny kolor najważniejszej powierzchni życiowej w mym domu... no po prostu rzygam pomarańczami wszelkiej maści!

Nie o remoncie jednak miałam pisać.
Wczoraj musiałam spędzić ponad 7 godzin na pracy tak zwanej umysłowej. Kiedy skończyłam, było po 1 w nocy, a ja się czułam fatalnie. Doszłam nawet do wniosku, że wolałabym chyba przerzucić tonę węgla i pewnie czułabym się dużo lepiej, niż po tych 7 godzinach przy komputerze i papierkach. Może i pot leciałby mi ciurkiem po dupie... Ale paradoksalnie, zawsze praca fizyczna dodawała mi energii. A przy komputerze jak tak człowiek zasiądzie... jak się tak zasiedzi... to nawet herbaty wstać sobie zrobić jakby nie ma siły...
Jak to jest u Was? Wolicie pracę fizyczną, czy umysłową? Kiedy się lepiej czujecie?

cytat z mojego kolegi: "nie ufam strusiom, bo one mają takie małe, wredne oczka i nigdy nie wiadomo, co zrobią" :)

niedziela, 6 maja 2012

młodzież pracująca

Tak już mam, że wszelkie zrywy na porządki, remonty i inne podobne większe przedsięwzięcia, dopadają mnie akurat w niedzielę. Zawsze, absolutnie zawsze!
A skoro zawsze, to i tym razem nie było inaczej - malowanie salonu rozpoczęliśmy w niedzielę :)
Wszyscy razem, wespół w zespół!
Młodzież miała ubaw, malowała dzielnie... z rozpędu nawet szyby w oknach :)

A zatem sezon remontowy uznaję za otwarty!






wtorek, 1 maja 2012

maxi dress mini

Już 2 lata temu zachorowałam kompletnie na punkcie sukienek maxi. Dla mnie są idealnym rozwiązaniem na gorące dni, bo nie dość, że pięknie się prezentują, są przewiewne, to jeszcze pozwalają na to, by poza nimi móc mieć ubraną jeszcze tylko jedną część garderoby :) A na upartego, to mogą być jedyną garderobą ;)

Kilka dni temu, przeglądając glamoura, natknęłam się na taką oto sukienkę:

cena 119 pln
zdjęcie pochodzi ze strony topsecret.pl

Cudowna! A do tego w najpiękniejszym znanym mi odcieniu zieleni! 
Straciłam dla niej głowę i natychmiast zarządziłam wypad do Top Secret w najbliższych dniach.
Po czym okazało się na stronie sklepu, że długość tej sukienki w największym z rozmiarów nie przekracza 120cm... A ja potrzebuję 140...
Dlaczego, pytam się uprzejmie, tylu producentów odzieży, ma polskie kobiety za niewyrośnięte karakany? Czy to dlatego, że większość rzeczy jest made in china, gdzie, jak wiadomo, wzrostem nie grzeszą? Nie rozumiem, nie mogę pojąć. 
Mam już 2 sukienki maxi, które robią mi za spódnice. Nie chcę kolejnej spódnicy, tylko sukienkę! 
Pozostaje mi chyba znaleźć sobie taki piękny, zielony materiał i udać się do krawcowej... :/