niedziela, 29 stycznia 2012

TAG: seriale



Tym razem tag serialowy :) 

Zasady:

  • Opublikuj u siebie na blogu logo taga.
  • Napisz, kto Cię otagował.
  • Zaproś co najmniej 5 innych blogów.
  • Wymień i opisz kilka swoich ulubionych seriali.
Otagowała mnie AnielicaS. 
Ja chciałabym zaprosić do zabawy:

  • Czesterka
  • Agnieszkę z Fleur de Cristal
  • Magdalenę eM.
  • Słodko-gorzką Magdalenkę
  • Paproszka

Jestem serialowym fiziolem :) Kompletnie podatnym na wszystko, co w odcinkach, kosnumentem!
Żadne filmy mnie tak nie poruszały, jak te, na których następną część trzeba było rok czekać (Władca Pierścieni, Zmierzch) :D
Tak samo z serialami. Odkąd się urodziłam, a już na pewno odkąd sięgam pamięcią, oglądałam jakieś seriale i niecierpliwie czekałam na kolejne odcinki :) 
Chłonęłam wszystko! Pamiętam czasy wenezuelskiej "świetności"... Na początku była Esmeralda, potem Paulina. Później chyba Zbuntowany Anioł. Pamiętam wakacje przesiedziane południami na powtórkach Klanu z całego roku... Nawet M jak Miłość oglądałam chyba ze 3 lata regularnie :)))
Ogólnie rzecz biorąc całe życie ktoś się ze mnie śmiał, że marnuję czas, w którym mogłabym zrobić ze swojego mózgu użytek :)
No, ale miałam opisać kilka seriali, więc wybrałam te, które w jakoś szczególnie będę wspominać i do których zdarza mi się wracać :)

Z Archiwum X
Amerykański serial, łączący w sobie kryminał, trochę thrillera i fantastykę naukową. 
W każdym odcinku jakieś zjawiska paranormalne, z którymi boryka się para agentów FBI - Fox Mulder i Dana Scully. To przez ten serial chodziłam latami zakochana w Davidzie Duchovnym :)
To chyba najstarszy serial, jaki pamiętam. Znaczy w sensie, że jeden z moich pierwszych :) Bo oglądałam go jeszcze jako dzieciak :)

Seks w wielkim mieście
Mój absolutny "super super super number one"! Serial, który mogłabym oglądać na okrągło i wciąż od początku. Cztery przyjaciółki, różne od siebie, a jednocześnie tak wiele je łączy. Każda z nich ma w sobie coś, co przyciąga, z czym mogłabym się utożsamić.

  • Carrie Bradshaw (Sarah Jessica Parker) jest felietonistką gazety "New York Star". Jej kolumna to "Sex and the City". To głównie wokół jej życia toczył się serial - każdy odcinek wkomponowany był w jej serialowy felieton. Jest romantyczką i ma obsesję na punkcie pięknych, markowych butów. Urodziła się w 1966 roku.
  • Miranda Hobbes (Cynthia Nixon) to odnosząca sukcesy prawniczka o niezwykle cynicznym podejściu do życia i mężczyzn. W późniejszych odcinkach serialu urodziła syna Brady'ego. Miranda urodziła się w 1966 roku.
  • Charlotte York (Kristin Davis) jest marszandem. Jej najważniejszym celem w życiu jest wyjście za mąż za "idealnego mężczyznę" i posiadanie dzieci. Ma medalową suczkę o imieniu Elizabeth Taylor. Charlotte urodziła się w 1966 roku.
  • Samantha Jones (Kim Cattrall) ma własną agencję PR. Jest najstarsza z głównych bohaterek, ale też najbardziej odważna i otwarta. Nigdy nie wstydziła się swojej seksualności. Naturalnie, jest też fanką związków na jedną noc. Kochała i kocha seks w każdej odmianie i w każdych ilościach. Jest szczera i otwarta do bólu. Używała też częściej przekleństw, albo słów wulgarnych, od reszty przyjaciółek. Samantha urodziła się w 1958 roku.
Źródło - wikipedia.org

BrzydUla
Chyba nie muszę nikomu opisywać :) Próbowałam oglądać w innych wersjach, jednak polska podobała mi się najbardziej i tylko tą obejrzałam do końca. Codziennie z ciekawością śledziłam losy ambitnej, prostej dziewczyny, która nie chciała, by jej umiejętności postrzegano przez pryzmat urody. Niestety, los wciąż podrzucał jej kłody pod nogi.  No i moja ukochana postać drugoplanowa, która skradła mi trochę "śmiejących łez" - Violetta Kubasińska, "przez fał i dwa te" :))) Od czasu tego serialu strasznie lubię Małgosię Sochę :)


Włatcy móch
Serial animowany dla dorosłych. Z Czesiem, Anusiakiem, Maślaną, Konieczką, Panią Frau i Higienistką :) Głupi, durny, odmóżdżający. Cudowny do piwnego wieczoru. Z boskimi, "głębokimi" tekstami :))) No i z Przekliniakiem - moim misiowym idolem :)


I to by było na tyle.
Nic specjalnego.
Nuda. Nostalgia. Napisy końcowe :)



czwartek, 26 stycznia 2012

czy jeszcze można? ;)

Moje najświeższe odkrycie muzyczne.
Znakomitej większości moich najbliższych i przyjaciół się nie podoba. A ja na przekór tym "masom", słucham sobie radośnie i czerpię garściami pozytywne wibracje :)

No, to lecimy! Zanim mi zamkną bloga :)



poniedziałek, 23 stycznia 2012

ziółka

Uwielbiam zioła, takie do picia. Świeżo zaparzone, bez cukru czy miodu... saute :)
Łączę w ten sposób przyjemne z pożytecznym. A ponieważ pokończyły mi się już wszystkie, to dzisiaj przy okazji szybkiej wizyty w centrum handlowym nabyłam sobie dwie: pokrzywę, bo pomaga włosom (szczególnie takim, jak moje - wypadającym), oraz melisę - tę uwielbiam najbardziej, nawet jak jestem zupełnie spokojna :)


Wpadliśmy też na chwilę do Media Markt, bo tż coś potrzebował. Wchodzę, patrzę, a tam przeceny na książki!
Niestety już dość mocno przebrane, ale wykopałam sobie książkę "Kuchnia Polska". Cena była oszałamiająca, no to wzięłam :) Na pewno się przyda!



A po powrocie mnie rozłożyło :(
Siedzę owinięta dwoma kocami, z dzbanem herbaty i kinder bueno ;) Kapie mi z nosa, zimno mi jak diabli i zaczyna mi się kręcić w głowie. Buuu :(



sobota, 21 stycznia 2012

"na włosko"

Podejrzałam w menu restauracji i natychmiast zapragnęłam wykonać i skonsumować.

Składniki:

  • gruby makaron (np. penne)
  • liście szpinaku
  • suszone pomidory
  • kilka ząbków czosnku
  • oliwa z oliwek
Gotuję makaron.
Szpinak siekam na mniejsze cząstki, żeby się nie ciągnął. Suszone pomidory moczę 2-3 minuty we wrzątku (jeśli są w zalewie, to już nie trzeba moczyć).
Na patelni rozgrzewam oliwę, wrzucam poszatkowane drobno suszone pomidory, podsmażam, dorzucam szpinak, podsmażam, dorzucam czosnek, podsmażam. 
Ugotowany makaron przerzucam do wielkiej patelni (ja używam woka, bo jest głęboki i nic mi nie wypadnie), wrzucam na niego przygotowany szpinak z towarzystwem, podsmażam jeszcze chwilę, dokładnie mieszając, żeby makaron się ładnie oblepił.
Ja do tego ugrillowałam jeszcze kawałki piersi kurczaka w orientalnych przyprawach, dzięki czemu moje danie przestało być "na włosko" :))) 

E voilà!

zdjęcie mi nie wyszło :D

Zostało 10 dni zabawy!

czwartek, 19 stycznia 2012

wróciłam!

Wczoraj o północy dotarłam do domu. Zmęczona, ale szczęśliwa :)
Podczas pobytu w Łebie udało mi się zaliczyć 16km wędrówkę na wydmę Łącką i z powrotem, w związku z czym nogi nieco odmawiają mi jeszcze posłuszeństwa. Zwłaszcza stopy, którym sprezentowałam niezłe odciski... bo wybrałam się na ten spacer w śniegowcach (no, w końcu leżał śnieg!), które okazały się butami kompletnie nieodpowiednimi na długie wędrówki :) No, ale nic to! Dałam radę i to się liczy! W drodze powrotnej wpadłam na chwilę do Sopotu. Nie mogłam nie wpaść, będąc tak blisko :) Uwielbiam Sopot :)
Ogólnie odpoczęłam od codzienności, od rodziny (bo czasem trzeba), uśmiałam się parę razy do łez, a w drodze powrotnej porozmyślałam i przywiozłam kilka kulinarnych doświadczeń... ale o tym za jakiś czas :)








Przypominam o rozdaniu. Zostały niecałe 2 tygodnie :)


niedziela, 15 stycznia 2012

morze, nasze morze...

Rano wyjeżdżam nad morze. Wracam w środę.
Ostatni raz zimą nad morzem byłam ... 20 lat temu! 
A teraz mam okazję, więc jadę! 
Ahoj przygodo! Nie straszne mi sztormy i cofki! Nadciągam! :)))

źródło: maps.google.com

sobota, 14 stycznia 2012

OTAGOWANA: nigdy nie wychodzę z domu bez...

Nominowała mnie AnielicaS
A zatem let's start!

Zasady:
1. Podaj 5 produktów kosmetycznych łącznie z nazwą firmy, które stosujesz wychodząc z domu, takie must have na wyjście (można dołączyć zdjęcia)
2. Utwórz osobny post na swoim blogu z kopią obrazka i informacją kto Cię otagował
3. Przekaż zabawę i zasady 5 innym blogerkom
 






  • kremu tonującego
Podkłady są dla mnie zbyt ciężkie na co dzień. Ja jednak wolę bardziej naturalny look, a krem tonujący idealnie się do tego nadaje. No i do tego pielęgnuje. Właśnie wykańczam krem wyrównujący koloryt Bandi z serii Veno Care do cery naczynkowej (mój odwieczny problem). A że warto co jakiś czas zmieniać krem, to już do mnie jedzie przesyłka z allegro z  BB Kremem Bornskin Premium. Zobaczymy, co to będzie :)


  • pudru mineralnego 
Bardzo ważne jest dla mnie delikatne, matowe wykończenie, bo moja buzia dość szybko robi się świecąca. Używam Mineralnego Podkładu Pudrowego Mary Kay, który firma rekomenduje jako podkład. Ja jednak bym nie przesadzała - podkładem to on nie jest, chyba, że ktoś ma cerę idealną i potrzebuje tylko tego matowego wykończenia. Natomiast jako puder jest moim hitem już drugi rok. 




  • tuszu do rzęs

Moich rzęs nie widać, kiedy nie są pomalowane. Nie mogę narzekać na długość, natomiast natura, dzieląc gęstością, musiała być pijana, bo wszystko oddała mojemu bratu :/
Z tuszem do rzęs mam wiecznie problem, gdyż dotąd nie znalazłam tego jedynego. Kiedy już znajdę, pokocham go miłością bezwzględną. Póki co - testuję różne. 
Obecnie Eveline Gigantic Volume. Spełnia swoje zadanie - pogrubia całkiem nieźle, nie kruszy się i nie osypuje, nie obciąża rzęs nawet przy kilku warstwach, ma całkiem spoko szczoteczkę i bardzo łatwo się zmywa. Za takie śmieszne pieniądze (ok.10zł) to naprawdę dobry tusz.




  • błyszczyka do ust lub pomadki ochronnej
Jestem nałogową obgryzaczką ust, więc wychodząc z domu muszę mieć pewność, że jest ze mną błyszczyk lub ochronna pomadka. A najlepiej jedno i drugie. A już całkiem cudnie, jak mam w torebce ze 3 takie kosmetyki, w kieszeni jeszcze jeden, kolejny (albo ze 2) w samochodzie... i wtedy jestem szczęśliwa i bezpieczna :)
Nie mam bzika na punkcie błyszczyków. Po prostu często je gubię, posiewam, zapodziewam i kiedy potrzebuję użyć, to okazuje się, że nie mam. A odkąd dbam o to, żeby walały się one po samochodzie, po domu i po torebce - zawsze jakiś ratuje mi życie. Bo kiedy mam  posmarowane usta, to się powstrzymuję od obgryzania i wtedy są duże szanse, że choć przez jakiś czas będę miała ładne, gładkie usta, które mnie nie pieką :)
Obecnie posiadam: bezbarwny błyszczyk powiększający usta Eveline, brązowy błyszczyk Bell Glossy Boom, różowy błyszczyk Mary Kay, pomadkę ochronną Avon Lip Care, 2 Smackers'y - vanilla sugar i strawberries. Wszystkie mieszkają gdzieś w torebce albo w samochodzie. Tuż przed wyjściem z domu smaruję usta bephantenem :)






  • ulubionego zapachu

Od prawie 2 lat jest nim Kashmina Touch Max Mary. Tym zapachem otulam się czasem nawet do snu. Jest absolutnie mój, ukochany, ubóstwiany, cudowny! Odpowiedni zarówno na co dzień, jak i na wyjście. Czasem zdradzam go z Ange Ou Démon Givenchy, ale tylko na chwilkę :) Bo Ange jest nieco zbyt majestatyczny i używam go naprawdę od wielkiego dzwona :)







I to by było na tyle :) 
A teraz moje nominacje:
- monikacojg
- Czesterek
- Paolinka23
- eM.
- mortish





piątek, 13 stycznia 2012

włosom na ratunek

Nigdy w życiu nie miałam takich długich włosów, jakie mam teraz. W zasadzie to nie wiem, jakim cudem udało mi się takie wyhodować. Bo historię "włosową" mam bardzo bogatą :)))
Niemniej jednak na chwilę obecną jestem szczęśliwą posiadaczką długich na ponad 40cm kosmyków. Niestety kosmyki się niepokojąco przerzedzają od jakiegoś czasu. W związku z tym dzisiaj wybrałam się po kosmetyki, rekomendowane przez członkinie portalu wizaż.pl :)


Od jakiegoś czasu stosuję serum i mgiełkę Radical z tej serii i przyznam, że im bardziej regularnie - bo to niełatwa sprawa u mnie - tym lepsze widać efekty. Dojrzałam więc do kupienia ampułek i zobaczymy, co z tego wyjdzie. Przy okazji dorzuciłam szampon do kompletu, bo przyznam szczerze, że bardzo lubię ten ziołowo-słonecznikowy zapach :) A do tego szampon firmy Barwa
Tataro-Chmielowy, bo na wizażu jest bardzo ceniony, co zamierzam sprawdzić na własnym skalpie :)

Zamierzam jeszcze zaopatrzyć się w oleje, trochę ziół i będę działać! Skoro już mam takie długie włosiska (dla mnie to osiągnięcie życia), to niech będą do tego zdrowe i ładne :)))

Przy okazji gorąco zachęcam do odwiedzenia bloga jednej z wizażanek - Anwen - skarbnicy wiedzy w pigułce, jeśli chodzi o włosy :) Moja lektura obowiązkowa od kilku dni :)





środa, 11 stycznia 2012

chi

Prawie rok temu natknęłam się na kosmetyki do stylizacji włosów CHI, marki Farouk (tak, tej od jedwabiu do włosów). O CHI słyszałam wcześniej kilka razy, ale nie miałam okazji wypróbować. Przy okazji otwierania salonu, zakupiłam kilka dla potrzeb fryzjerskich. Od tego czasu są moim absolutnym "łazienkowym must have" :)
Dzisiaj skupię się na 3 produktach, zdecydowanie uwielbianych przez moje włosy.


 Włosy po jego użyciu stają się cudownie błyszczące i jedwabiste w dotyku. Nie obciąża i nie stwarza efektu przetłuszczonych włosów, przy czym jest bardzo wydajny, bo wystarczy naprawdę mała ilość, żeby uzyskać efekt pięknego nabłyszczenia. Chroni włosy przed zniszczeniami termicznymi, więc mamy przyjemne z pożytecznym. Nabłyszczacz to kosmetyk, który zawsze muszę mieć w domu, więc udało mi się wypróbować już sporo różnych. CHI bezwzględnie zajmuje pierwsze miejsce w moim rankingu. Polecałam go wielu klientkom, które miały okazję użyć go w moim salonie i były nim zachwycone. Pojemność - 150g. Cena - ok.30zł


Do stosowania po myciu. Bez spłukiwania. Lekka formuła, nie klei się, nie jest tłusta. Nawilża włosy, zabezpiecza przed wpływem temperatury suszarki i co najważniejsze - zakwasza włosy! Czyli mówiąc prosto pozwala domknąć się łuskom włosa, a to niesie za sobą same korzyści - włosy wyglądają gładko i zdrowo, zachowują nawilżenie, dłużej utrzymują kolor po farbowaniu. Pojemność - 300ml. Cena - ok.30zł


Dla moich włosów, zwłaszcza niesfornej grzywki, to idealne rozwiązanie. Najważniejsze dla mnie jest to, że po jej użyciu włosy nie są tłuste, choć sama pasta sprawia wrażenie masła pomieszanego z klejem i szczerze mówiąc, przed pierwszym użyciem miałam sporo obaw o efekt końcowy. Zupełnie niepotrzebnie - pasta po roztarciu w dłoniach i nałożeniu na włosy, staje się w zasadzie niewidzialna, za to doskonale modeluje. Można za jej pomocą zarówno przygładzić niesforne kosmyki (tak jej właśnie używam), jak i wyczarować stylizację np. z krótkich włosów (testowałyśmy na klientkach w salonie). Pięknie usztywnia włosy i utrzymuje je na wskazanej pozycji :) Pojemność - 50g. Cena - ok.30zł.









czwartek, 5 stycznia 2012

produkty z biedronki polecają się na bloga

Dzisiejsza wizyta w Biedronce była planowana. Cel - pieluchy DADA, sprzedawane chyba tylko  tym sklepie. Bezapelacyjnie najlepsze pieluchy w swoim przedziale cenowym, jakich używaliśmy. Niczym nie ujmują pampersom - są miękkie, elastyczne, bardzo chłonne, nie przemakają. Nawet deseń mają bardzo w stylu pampersów :) A kosztują połowę mniej :)
Po pieluchy miał jechać TŻ, jednak kiedy dowiedziałam się, że właśnie w sprzedaży są fajne dziecięce piżamki z nadrukiem z różnych kreskówek, to postanowiliśmy wybrać się całą rodziną na małe zakupy :)
No i faktycznie, piżamki z kreskówkami były, bardzo ładne, dobre gatunkowo i niedrogie (24zł). Co prawda chłopięcą znaleźliśmy tylko jedną, ale los szczęśliwie sprawił, że była ona akurat w potrzebnym rozmiarze. Nadruk też nam odpowiadał, bo to ciuchcia Tomek - jedna z najbardziej lubianych postaci mojego synka :)
Młodzieniec po przymierzeniu piżamy w domu ani myślał z niej wyskakiwać, w związku z tym poszedł w niej spać, a ja nie zdążyłam zrobić zdjęcia :)

Ilekroć jestem po wizycie w Biedronce, wspominam potem wszystkim, że kocham ten sklep :)
I nawet brak możliwości płacenia kartą nie zniechęci mnie do regularnego zaglądania. A jest gdzie zaglądać, bo Biedronek w mojej okolicy mam w sumie 3 :)

Dzisiaj moją miłość przypieczętował zestaw 18 podgrzewaczy o cudownym zapachu. Niby pomarańcza, ale jakaś taka cudnie słodka, landrynkowa, nie mdła, intensywna. Stoi mi pod nosem i pachnie bezczelnie, rozsiewając aromat dookoła mojego biurka :) Cena - niecałe 5zł.



Kupiłam też sól do kąpieli z solą morską i algami, regenerującą.
Chyba pierwszy raz w życiu trafiłam na coś o zapachu morskim, co nie przypomina mi taniego płynu do szorowania kibli :)))
Ta pachnie ładnie, dość intensywnie, troszkę jakby męską wodą po goleniu... zdecydowanie przyjemny to zapach. A i cena przyjemna, bo 3.50zł.



Szukałam musujących tabletek do kąpieli, takich, jakie kupiła Ju. Ale nie było. Może next time.
Albo w innej Biedronce :)

środa, 4 stycznia 2012

do czego służy nocnik?

Otóż nocnik, Drodzy moi, służy do urządzania sobie śmiechów, do hulanki i swawoli. Można również wcielić się za pomocą nocnika w postać kowboja.
Nocnik, póki co, absolutnie nie służy do pozostawiania w nim zbędnych produktów przemiany materii :)






wtorek, 3 stycznia 2012

radosna twórczość

Jakiś czas temu, pchnięta impulsem powstałym na skutek naoglądania się pięknych rękodzieł w sieci, zakupiłam sobie pakiet produktów niezbędnych do tworzenia. Głównie biżuterii :)
Rękodzieło w moim wykonaniu kwitnie w wolnych chwilach, owocując póki co jedynie jakimiś marnymi tworami. Czasem udaje się lepiej :)
Wierzę głęboko, że praktyka czyni mistrza, w związku z czym nie zamierzam porzucać swojej nowej pasji. Tym bardziej, że jako osobie wszechstronnie uzdolnionej (?!) coś w końcu musi mi się udać ;))




poniedziałek, 2 stycznia 2012

2012

No i mamy Nowy Rok. Kolejny. Z nowymi postanowieniami, założeniami, obietnicami, nadziejami... Tym razem postanowiłam być sprytniejsza niż co roku i swoje noworoczne postanowienia rozłożyłam sobie w czasie :) Żeby nie było, że 2 czy 3 stycznia rzucę wszystkim, powiem "nie da się" i usiądę na tyłku z poczuciem pierwszej noworocznej klęski :)
W starym roku zdążyłam zrobić troszkę porządków w życiu. A to, co zostało, powolutku zrobię sobie w tym roku. Bez pośpiechu. Mam czas.
Bo jeśli nie zdążę w tym roku, to resztę zrobię w kolejnym :) No, bo człowiek całe życie nad sobą powinien pracować.
A zakładamy, że końca świata jednak nie będzie, prawda? :)